Wychodzi ojciec z synem na balkon. Ogrzewają się w promieniach zachodzącego słońca, które kładzie cienie na połoniny poprzetykane blokami malowane kolorem rozmaitem. Słychać śpiew świerszczy, skądś dochodzi klekot bociana. Ojciec pewnie obejmuje syna i pokazuje ręką na pole.

"Zawsze chciałem mieć dużo kapusty." - mówi ojciec.

Obaj płaczą. Zapada zmrok. Kapusta gnije.

Kurwa co za smród.

Kurtyna.